Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 058.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nikt nie wątpi w moralną szczerość twoich pobudek. Bądź zupełnie spokojny w tym względzie, proszę.
Zwrócił się z pewnem zakłopotaniem do Generała:
— Dlatego właśnie tu jestem. Może cię to dziwi, że — —
Generał pośpieszył przerwać.
— Bynajmniej. To całkiem proste. Oceniłeś doniosłość — —
— Tak — wtrącił Książę. — I proszę, aby mój i pana Razumowa współudział w tej sprawie nie przedostał się do publicznej wiadomości. To bardzo obiecujący młodzieniec, ogromnie zdolny.
— Nie wątpię — szepnął Generał. — Wzbudza zaufanie.
— Różne szkodliwe poglądy tak się obecnie rozpowszechniły, że aczkolwiek wydaje się to potwornem, mógłby ucierpieć... Jego studja... jego...
Generał, z łokciami opartemi na biurku, ujął głowę w obie dłonie.
— Tak... tak... Zastanawiam się nad tem. Kiedy wyszedł pan z domu, panie Razumow?
Razumow wymienił godzinę, odpowiadającą mniej więcej porze, w której uciekł, jak szalony, z owej spelunki. Postanowił nie wspominać zgoła o Ziemianiczu. Wspomnieć o nim, znaczyło to więzienie dla tej „jasnej duszy“, może srogą chłostę, a wkońcu wędrówkę na Sybir w kajdanach. Razumow, który zbił Ziemianicza, uczuł dla niego jakąś nieokreśloną, pełną wyrzutów sumienia serdeczność.
Generał, dając po raz pierwszy ujście swym tajemnym uczuciom, wykrzyknął pogardliwie:
— I powiadasz pan, że przyszedł do ciebie z tem wyznaniem tak sobie... à propos des bottes?