Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 050.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wet dla osamotnionych ma ono maskę na twarzy. Najnędzniejszy wyrzutek tuli w pamięci jakieś wspomnienie lub jakąś złudę. Raz po raz fatalny zbieg okoliczności może na chwilę uchylić zasłonę. Na chwilę tylko. Bo żadna ludzka istota nie mogłaby znieść na stałe widoku moralnego osamotnienia. Doprowadziłoby ją to do obłędu. A Razumow dosięgnął właśnie tego punktu widzenia. Dla uniknięcia go żywił w ciągu całej jednej minuty szalony zamiar, by pobiec do swego mieszkania, paść na kolana przed łóżkiem z wyciągniętą na niem ciemną postacią i wyznać wszystko w namiętnych słowach, które wstrząsnęłyby najgłębszą jaźnią tego człowieka; skończyłoby się to łzami i uściskami, nieopisanem zespoleniem dusz, jakiego świat nigdy dotąd nie widział. To było wzniosłe!
Drżał już i płakał wewnętrznie. Ale uświadomił sobie, że w oczach, któreby przypadkowo na niego padły, wygląda jak spokojny student, który wyszedł na przechadzkę. Zauważył również rzucone z ukosa błyszczące spojrzenie ładnej kobiety z delikatną główką, okrytej aż do stóp włochatemi skórami dzikich zwierząt, niby jakaś wątła pierwotna piękność — spojrzenie, które spoczęło przez chwilę z rodzajem drwiącej tkliwości na tym tak głęboko zadumanym, przystojnym młodzieńcu.
Nagle Razumow stanął. Mignęły mu jakieś siwe wąsy i w jednej chwili ten przelotny widok wywołał w jego pamięci całkowity obraz księcia K—, człowieka, który raz uścisnął mu rękę, jak nikt inny nigdy, lekkim, przeciągłym uściskiem, co był niby tajemny znak, niby wpółmimowolna pieszczota.
I Razumow zdumiał się. Dlaczego nie pomyślał o nim pierwej?
— Senator, dygnitarz, znakomita osobistość. On!