Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 040.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Razumow wzdrygnął się.
— Zawołajcie go, obudźcie — wybełkotał.
Szynkarz postawił latarnię, schylił się i potężnem kopnięciem obdarzył śpiącego. Ten otrząsnął się, ale nie zmienił postawy. Za trzeciem kopnięciem zamamrotał coś, pozostał jednak nieruchomy.
Szynkarz odstąpił i westchnął głęboko.
— Sam barin widzi, jak jest. Zrobiliśmy wszystko co się dało.
Podniósł z ziemi latarnię. Dziwaczne, czarne cienie zatańczyły w kręgu światła. Razumowa ogarnęła straszna wściekłość — ślepa wściekłość instynktu samozachowawczego.
— A! podłe bydlę! — ryknął jakimś nieludzkim głosem, aż latarnia podskoczyła i zaczęła drżeć. — Ja cię obudzę! Daj mi... daj!...
Rozejrzał się dziko dokoła, porwał widły stajenne i, rzuciwszy się na bezwładne ciało, począł je walić, wydając niezrozumiałe okrzyki. Po pewnym czasie krzyki jego ustały, i w ciszy i pomroce podobnej do piwnicy stajni rozlegał się jedynie odgłos ciosów. Razumow okładał Ziemianicza z niepohamowaną wściekłością nawałą razów, które dźwięczały jak odgłosy cepów. Poza gwałtownemi ruchami Razumowa nic nie drgnęło; ani grzmocony człowiek, ani podobne do szprych cienie na ścianach. I tylko słyszało się uderzenia. Było coś niesamowitego w tej scenie.
Nagle rozległ się trzask. Widły pękły i złamana ich połowa poleciała w ciemność daleko poza światło. W tej samej chwili Ziemianicz usiadł. Na ten widok Razumow znieruchomiał, jak człowiek z latarnią, tylko piersi jego chwytały ciężko powietrze, jak gdyby miały pęknąć.
Jakieś tępe poczucie bólu musiało przeniknąć poprzez