Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 027.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tysiące już biega po mieście, szukając tego człowieka, który chodzi tam i napowrót po jego pokoju. A Haldin mówił dalej miarowym, spokojnym głosem. Raz po raz wykonywał jakiś ruch ręką zwolna, bez podniecenia. Opowiedział Razumowowi, jak od roku już rozmyślał nad tem, tygodnie całe jednej nocy nie przespał, jak należy. On i „drugi“ otrzymali wiadomość o zamiarach ministra późnym wieczorem poprzedniego dnia, od „pewnej osoby“. On i ten „drugi“ przygotowali swoje „maszyny“ i postanowili nie zmrużyć oka dopóki „czyn“ nie zostanie spełniony. Wałęsali się więc po ulicach wśród padającego śniegu z „maszynami“, nie zamieniając słowa przez całą noc. Gdy przypadkiem spotykali patrol policyjny, brali się pod ręce i udawali pijanych chłopów, zataczając się i bełkocząc ochrypłemi, pijackiemi głosami. Poza temi dziwacznemi wybrykami milczeli, chodząc bezustannie. Plany ich były omówione poprzednio. O świcie udali się na miejsce, gdzie, jak wiedzieli, sanki musiały przejeżdżać. Gdy je spostrzegli, pożegnali się jakiemiś krótkiemi słowami i rozeszli. „Tamten“ pozostał na chodniku, Haldin zajął stanowisko trochę dalej na ulicy.
Rzuciwszy „maszynę“, uciekł, ale wnet dogonił go tłum, biegnący w panicznym strachu po drugim wybuchu. Byli nieprzytomni z trwogi. Parokrotnie rzucono Haldinem jak piłką. Zwolnił kroku i dozwolił się wyminąć, poczem skręcił na lewo w jakąś wąską uliczkę. Był sam.
Zdumiewała go łatwość, z jaką mu się to wszystko powiodło. Czyn był spełniony. Zaledwie mógł w to uwierzyć. Ogarnęło go tak nieprzeparte znużenie, że byłby się położył na bruku i usnął. Ale to minęło szybko. Zaczął iść prędzej, kierując się w ubogą dzielnicę miasta, gdzie mieszkał Ziemianicz.