Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 026.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyłem gospodynię, wychodzącą z twego pokoju. Nie widziała mnie. Przeszła sień i skierowała się do swoich drzwi, a ja wtedy wsunąłem się niepostrzeżenie i czekam tu od dwóch godzin, spodziewając się twego powrotu lada chwila.
Razumow słuchał ze zdumieniem, ale nim zdążył otworzyć usta, Haldin dodał, wymawiając każdy wyraz powoli:
— To ja wyprawiłem dziś rano pana de P — na tamten świat.
Razumow powstrzymał okrzyk zgrozy. Poczucie, iż życie jego zwichnęło się całkowicie przez zetknięcie z taką zbrodnią, znalazło wyraz w wewnętrznym, nawpół sarkastycznym wykrzykniku:
— Otóż i po moim srebrnym medalu!
Haldin, poczekawszy chwilę, ciągnął dalej:
— Nic nie mówisz, Cyrylu Sidorowiczu! Rozumiem twoje milczenie. Oczywiście, nie mogę się spodziewać, abyś z twoim angielskim chłodem rzucił mi się na szyję. Ale mniejsza o twoje zachowanie. Masz dość serca, by obiły się o nie jęki i zgrzytanie zębów, jakie ten człowiek wywoływał w całym kraju. To starczyło, aby przygłuszyć wszelkie nadzieje filozoficzne. On niszczył młode latorośle. Trzeba było temu kres położyć. To był człowiek niebezpieczny — człowiek przekonań. Jeszcze trzy lata jego działalności, a bylibyśmy się cofnęli o pięćdziesiąt lat niewoli — a ile dusz straconych, ile zmarnowanych istnień przez ten czas.
Jego urywany, pewny siebie głos stracił nagle dźwięk i Haldin dodał tępo:
— Tak bracie. Zabiłem go. Ciężka to była robota!
Razumow opadł na krzesło. Spodziewał się, że gromada policjantów wtargnie tu lada chwila. Toż ich tam