Strona:PL Joseph Conrad-U kresu sił.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pan na to, że za gnuśność nie może go pan oddalić, że trudno dowieść tego w sądzie i tak dalej. To jest prawda. Ale jeśli pan na to się zgodzi, panie szefie, powiem panu coś takiego o jego gnuśności, że będzie pan miał prawo natychmiast go wylać i powierzyć mnie dowództwo na resztę tej podróży — tak, panie szefie, jeszcze zanim opuścimy Batu Beru — i zmusić go do płacenia dolara dziennie za wikt aż do naszego powrotu, jeśli się panu spodoba. Cóż pan o tym myśli? No, panie szafie! Niechże pan na to się zgodzi. Doprawdy że dobrze pan na tym wyjdzie, a mnie pana słowo wystarczy. Wyraźne oświadczenie z pana strony będzie miało dla mnie wagę kontraktu.
Oczy Sterne’a zaczęły błyszczeć. Nalegał w dalszym ciągu; wystarczy zwykłe oświadczenie. A w duchu myślał sobie że potrafi utrzymać się na statku tak długo, jak będzie mu to odpowiadało. Uczyni się na Sofali niezbędnym; a że parowiec miał w porcie złą opinię, łatwo będzie odstraszyć wszystkich kolegów. Massy będzie go musiał zatrzymać.
— Wyraźne oświadczenie z mojej strony panu wystarczy — powtórzył zwolna Massy.
— Tak, panie szefie. Wystarczy.
Sterne podniósł głowę wesoło i mrugając, spojrzał z bliska na mechanika z tą bezwiedną czelnością, która rozwścieczała Massyego najbardziej.
Mechanik rzekł dobitnie:
— Więc niech pan mnie słucha uważnie, panie Sterne: nie dałbym — słyszy pan? — nie dałbym złamanego szeląga za wszystko co mi pan może powiedzieć.
Odrzucił z siłą ramię Sterne’a i złapawszy klamkę, zatrzasnął drzwi. Rozległ się ogłuszający huk; kajuta ściemniała w oczach Massyego, jakby po olśniewającym wybuchu. Opadł natychmiast na krzesło.
— Ani myślę! Nic z tego!