Strona:PL Joseph Conrad-U kresu sił.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wanie obowiązków. Nie taki znów ze mnie kiep za jakiego pan by chciał mię uważać. W ostatnich czasach zaniedbuje się pan — spycha pan wszystko na seranga. Przecież widziałem na własne oczy że ten stary dureń brał za pana kurs, jakby pan był zbyt wielki żeby wypełniać to co do pana należy. A ta głupia lekkomyślność, z jaką pan przebył mieliznę? Myśli pan, że zniosę coś podobnego?
Oparty łokciem o drabinę tuż pod mostkiem, Sterne, pierwszy oficer, usiłował dosłyszeć co mówią, mrugając z daleka do drugiego mechanika, który wspiął się na pokład i stał w wejściówce od maszynowni. Wycierał ręce garścią bawełnianych pakuł i rozglądał się obojętnie po obu brzegach rzeki, sunących spokojnie w dal za rufą.
Massy zwrócił się wprost do fotela. W żałośliwej jego skardze zabrzmiała znów groźba.
— Niech się pan strzeże! Jeszcze mogę pana odprawić, a wtedy przez rok nie ujrzy pan ani grosza. Mogę...
Ale wobec surowego milczenia i bezruchu człowieka, którego pieniądze zjawiły się w samą porę aby ocalić Massyego od ruiny, głos uwiązł mu w gardle.
— Nie mówię że chciałbym się pana pozbyć — podjął po chwili milczenia tonem łaszącym się idiotycznie. — Nic więcej nie pragnę jak żyć z panem w przyjaźni i odnowić nasz kontrakt, jeśli pan, kapitanie Whalley, zgodzi się dać jeszcze paręset funtów na kupno nowych kotłów. Już panu o tym wspominałem. Statek musi mieć nowe kotły; pan wie o tym równie dobrze jak ja. Czy pan już się nad tym zastanowił?
Czekał na odpowiedź. Z jego wydatnych warg zwisała pękata fajka na cienkim cybuchu. Fajka była zgaszona. Nagle wyjął ją z zębów i załamał ręce.
— Pan mi nie wierzy? — Wcisnął fajkę do kieszeni czarnej wyświechtanej kurtki. — Zupełnie jakbym z diabłem miał do czynienia — rzekł. — Dlaczego pan nic nie