Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 154.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieznajomej damy. Serce jego biło w sąsiedztwie dziennika. Samobójstwo nieznajomej „czyn szaleństwa, czy rozpaczy“.
Szedł przez ulice, nie patrząc gdzie idzie. Nie poszedł tam, gdzie go oczekiwała na schadzce inna dama, (podstarzała bona, zachwycona jego głową Apollina, o złocistych puklach). Szedł w przeciwną stronę. Nie mógł patrzeć na żadną kobietę. To było dla niego zgubą. Nie mógł myśleć, ani pracować, ani spać, ani jeść. Ale zaczynał pić z przyjemnością, radując się zawczasu tą rozkoszą, pokładając w niej całą nadzieję... Był zgubiony. Jego karyera rewolucyonisty, podtrzymywanego przez uczucie wielu ufających mu kobiet, — zagrożona była przez tę tajemnicę — tajemnicę wyrytą w mózgu, pulsującym w takt reporterskich frazesów:
Pokryje na zawsze ten czyn szaleństwa, czy rozpaczy“...
— Jestem ciężko chory — szeptał do siebie, badając swój stan według wskazań nauki.
Jego silna postać, z pieniędzmi w kieszeni, pochodzącymi z tajnych funduszów ambasady (odziedziczonemi po panu Verloku) staczała się prostą drogą do rynsztoka. Pochylał już szerokie barki, i głowę ze złotymi puklami, gotując się do nieuniknionego upadku. I przez całą tę noc, jak przez wszystkie noce od dni dziesięciu, towarzysz Ossipon chodził po ulicach, prosto przed siebie, nie patrząc gdzie idzie, nie czując zmęczenia, nie czując nic, nie widząc nic, nie słysząc nic... „Nieprzenikniona tajemnica“. Szedł obojętnie. „Ten czyn szaleństwa, czy rozpaczy“.