Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 148.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nauka. Króluje w cieniu, być może, ale króluje. A nauka musi w najwyższym swoim rozwoju dojść do leczenia nie słabych, lecz... silnych. Ludzkość pragnie żyć... pragnie żyć...
— Ludzkość sama nie wie, czego chce — zawyrokował profesor stanowczo, połyskując okularami w stalowej oprawie.
— Ale czy wiecie — warknął Ossipon. — Przed chwilą, żądaliście by wam dać czas — czas! Otóż doktorzy postarają się dać wam czas, jeżeli będziecie dobrzy. Zaliczacie siebie do silnych dlatego, że nosicie w kieszeni przyrząd, który może wyprawić na łono wieczności was, mnie i dwudziestu innych ludzi. Ale wieczność to przeklęta dziura! Czasu wam potrzeba. Gdybyście spotkali człowieka, któryby wam mógł zapewnić dziesięć lat życia, uznalibyście go za swego pana.
— Moje godło: „Ni Boga ni pana“ — odrzekł z naciskiem profesor, podnosząc się, by wysiąść z omnibusu.
Ossipon wstał także.
— Poczekajcie z tem do tej chwili, kiedy będziecie leżeli bezwładni, w ostatniej godzinie życia — odrzekł, zeskakując za nim ze stopnia. — Waszego parszywego, nędznego, krótkiego życia — mówił, przechodząc przez ulicę i wskakując na chodnik.
— Ossiponie! Zdaje mi się, że blagujecie — powiedział profesor, otwierając drzwi odnowionego Silenusa.
Usiadłszy przy stoliku, rozwijał dalej swoje uprzejme twierdzenie.