Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 136.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ście stóp wysokości“ stawały przed jej zmartwiałemi oczyma.
Pod woalką, białka jej wielkich oczu połyskiwały jak oczy zamaskowanej kobiety.
Sztywność Ossipona miała jakiś dziwny, urzędowy charakter. Nagle odezwał się:
— Posłuchaj! Nie wiesz czy twój... czy on... miał w banku rachunek na swoje własne nazwisko, czy na cudze?
Pani Verlokowa zwróciła ku pytającemu zamaskowaną twarz i połyskujące oczy.
— Na cudze nazwisko? — powtórzyła, zamyślając się.
— Odpowiedz mi dokładnie — tłomaczył jej Ossipon. — To rzecz niesłychanie ważna. Objaśnię ci to. Bank ma numera tych papierów. Jeżeli wypłacono je na jego własne nazwisko, to gdy jego... jego śmierć stanie się wiadoma, te numera mogą naprowadzić na nasz ślad, ponieważ nie mamy innych pieniędzy. Bo przecież nie masz innych pieniędzy?
Potrząsnęła głową przecząco.
— Nic zupełnie? — nastawał.
— Trochę drobnych.
— To może stać się bardzo niebezpieczne w takim razie. Musimy zatem obchodzić się ostrożnie z tymi pieniędzmi. Bardzo ostrożnie. Musielibyśmy stracić może połowę, zmieniając je w pewnem, bezpiecznem miejscu, jakie znam w Paryżu. W przeciwnym zaś razie, to jest jeżeli pieniądze wypłacono mu pod innem nazwiskiem — przypuśćmy pod nazwiskiem Smitha — możemy bezpiecznie używać tych pieniędzy. Rozumiesz teraz? Bank nie mo-