Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 134.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdzie pojedziemy Tomie? — zapytała nieśmiało.
Pani Verlokowa już przestała się czuć wolną.
— Na początek do Paryża, bo to dla nas najlepiej... Wyjdź sama, i zobacz czy ulica pusta.
Spełniła rozkaz. Przyciszonym głosem, przez ostrożnie uchylone drzwi odpowiedziała:
— Nikogo nie widać.
Ossipon wyszedł. Pomimo ostrożności pęknięty dzwonek przy zamykaniu drzwi zabrzęczał w pustym sklepie, daremnie usiłując oznajmić leżącemu panu Verlokowi, że żona opuszcza go na zawsze w towarzystwie przyjaciela.
W dorożce, którą udało im się znaleźć, anarchista odzyskał mowę. Był wciąż przerażająco blady, a oczy zapadły mu głęboko w zmienionej twarzy. Ale mimo to obmyślił wszystko z niezmierną dokładnością.
— Dojeżdżając na kolej — wykładał jej dziwnym, monotonnym tonem — musisz wejść na dworzec osobno, jakbyśmy się nie znali. Kupię bilety i, mijając cię, wsunę ci twój do ręki. Potem pójdziesz do poczekalni pierwszej klasy dla dam i będziesz tam siedziała, aż kiedy będzie już tylko dziesięć minut brakowało do odejścia pociągu. Wtedy wyjdziesz. Ja będę na peronie. Wsiądziesz do wagonu pierwszej klasy jakbyś mnie nie znała. Mogą tam nas śledzić takie oczy, które wiedzą czego szukają. Sama jedna nie zwrócisz uwagi jako zwykła podróżna. Mnie znają. Mogliby zgadnąć, że to pani Verlokowa ucieka ze mną. Rozumiesz mnie, moja droga? — dodał z wysiłkiem.