Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 099.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jechać do matki. Wzdrygnęła się na samo to przypuszczenie, a potrąciwszy o krzesło usiadła; poprostu chciała uciec z tego domu.
— Choćbym miała do śmierci chodzić po ulicach... — myślała.
W kapeluszu i woalce miała minę osoby, przybyłej chwilowo w odwiedziny. Jej uległość i spokój wprowadziły w błąd męża, a widok ubranej do wyjścia postaci drażnił go.
— Pozwól sobie powiedzieć, Winnie — zaczął surowo że powinnaś być tutaj, zanim policya przyjdzie po mnie. Nie potępiam cię — ale to przecie twoje dzieło. Zdejm lepiej ten przeklęty kapelusz. Nie pozwolę ci wyjść moja stara! — zakończył łagodniej.
Pani Verlokowa przyjęła rozkaz ponuro i opornie. Ten człowiek, który zabrał chłopca z domu, i powiódł na śmierć — teraz zabraniał jej wyjść... Naturalnie. Teraz — gdy zamordował Steviego — nie pozwoli jej wyjść nigdy. Będzie chciał zatrzymać ją tu na zawsze. Mogłaby wymknąć się, otworzyć drzwi, uciec. Ale dogoniłby ją, pochwycił w pół i przywlókł napowrót do domu. Jej zmącony umysł pracował usilnie. Mogłaby tego człowieka drapać, kopać, kąsać — ugodzić nożem, ale do ugodzenia potrzeba noża. I siedziała tak we własnym domu, ubrana w kapelusz, zawoalowana, jak zamaskowany i tajemniczy gość, przybyły w zagadkowych zamiarach.
Wspaniałomyślność pana Verloka miała też granice. Żona doprowadziła go w końcu do rozpaczy.