Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 078.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niepokój jego był widoczny. Dyrektor wyprowadził wniosek, że w zeznaniach pana Verloka musi być nieco prawdy i rzekł obojętnie:
— Jest tu i cel praktyczny. Dosyć mamy roboty z pilnowaniem swojskich okazów. Nie możesz pan zaprzeczyć, że nie bez skutku... Ale nie możemy sprowadzać sobie kłopotów z innymi oszustami, kimbądź oni są... W każdym razie obce rządy nie mogą uskarżać się na niedołęztwo naszej policyi. W tym wypadku zachodziła trudność wykrycia, bo przestępstwo było symulowane. Mimo to, w niecałe dwadzieścia godzin ustaliliśmy osobistość człowieka rozerwanego literalnie na strzępy, wykryliśmy organizatora zamachu i znaleźliśmy ślad podżegacza. I bylibyśmy poszli dalej; tylko musieliśmy zatrzymać się na granicy obcego terytoryum.
— Więc ten zamach został ułożony zagranicą? — spytał żywo pan Włodzimierz. — Przyznajesz to pan, że zagranicą?
— W teoryi tylko, na obcem terytoryum pod przenośnią — objaśnił dyrektor, czyniąc aluzyę do eksterytoryalności ambasad, uważanych za cząstkę państwa, które przedstawiają. — Ale to szczegół pomniejszej wagi. Wspomniałem panu o tej sprawie dlatego, że to pański rząd najwięcej sarka na naszą policyę. Przekonał się pan, że nie jest ona jednak taka licha. Chciałem się przed panem pochwalić naszem powodzeniem.
— Niezmiernie za to obowiązany — mruknął przez zęby pan Włodzimierz.
— Możemy każdej chwili schwytać każdego anarchistę — objaśniał dyrektor. — Teraz, potrzeba