Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 077.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale w głębi duszy czuł się olśniony bystrością angielskiej policyi. Tak prędko zmienił zdanie w tym względzie, że przez chwilę zrobiło mu się niedobrze. Rzucił cygaro i ruszył dalej.
— Co mi się podoba najwięcej w tej sprawie — mówił dalej powoli dyrektor — to, że mi daje podstawę do zarządzeń, które uważałem za konieczne: usunięcia z kraju politycznych szpiegów, agentów i wszystkich tego rodzaju... łotrów. Mojem zdaniem to ludzie dyabelnie szkodliwi i żywioł niebezpieczny. Ale nie możemy ścigać ich osobiście. Musimy tylko obmierzić ich usługi tym, którzy ich używają. Dochodzi to poprostu do nieprzyzwoitości. I przytem stanowi to dla nas... niebezpieczeństwo...
Pan Włodzimierz znowu przystanął.
— Co pan ma na myśli?
— Sprawa Verloka ujawni przed publicznością i niebezpieczeństwo i nieprzyzwoitość...
— Nikt nie uwierzy temu, co powie taki człowiek — zawyrokował pogardliwie pan Włodzimierz.
— Obfitość i dokładność szczegółów przekonają jednak szerokie masy publiczności — dowodził łagodnie dyrektor.
— Więc pan naprawdę o tem myśli?
— Dostaliśmy w ręce człowieka. Nie mamy innej drogi.
— Będzie to tylko zachętą i podsyceniem kłamstw tych rewolucyjnych łotrów — oburzył się pan Włodzimierz. — Dlaczego chce pan wywołać ten skandal? Ze względów moralności? Czy co?