Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 067.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na wieloryba! Fiu u-u-u! — gwizdnął młodzieniec. — Więc pan zarzuca sieć na wieloryba?
— Niezupełnie. To, co ja łowię, podobniejsze jest do psa morskiego. Pan może nie wie, jak wygląda pies morski?
— Wiem. Jesteśmy teraz zakopani po szyję w książkach, traktujących o rybach. Jest to złośliwe, z groźną miną, obrzydliwe zwierzę, o gładkiej twarzy i z wąsami.
— Opisane dokładnie — zauważył dyrektor. — Tylko mój okaz jest wygolony doszczętnie. Widziałeś go pan nieraz. Sprytna ryba...
— Widziałem go?... — powtórzył młodzieniec niedowierzająco. — Nie mogę zgadnąć, gdzie mógłbym go widzieć...
— W klubie Podróżników, jak sądzę — objaśnił spokojnie dyrektor.
Usłyszawszy nazwę klubu — niesłychanie doborowego — sekretarz uraził się i odparł krótko.
— Nie może być! Co pan mówi?! Członek?!
— Honorowy — mruknął przez zęby dyrektor.
— Nieba!
Sekretarz miał minę spiorunowaną, a dyrektor uśmiechnął się lekko.
— Ale to pozostanie między nami — rzekł.
— Nie słyszałem jeszcze nic podobnego w życiu! — wymówił słabym głosem sekretarz, jak gdyby zdumienie podcięło na chwilę jego młodzieńczą żywość
Dyrektor popatrzył na niego bacznie. Zgorszony młodzieniec dochował milczenie, do samych drzwi gabinetu wielkiego męża; milczał uroczyście, jakby urażony na dyrektora, za ujawnienie tak nie-