Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 066.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ność ma ten człowiek — pomyślał sekretarz, uśmiechając się do niego przyjaźnie z oddalenia.
I zaczął rozmowę, chcąc zagrzebać porażkę dyrektora pod nawałą słów. Opowiadał, że dzisiejszej nocy grozi wielki szturm ze strony przeciwników. I dlatego „szef“ nie dał się nakłonić do pójścia na obiad do domu.
— Przyjmie pana natychmiast. Siedzi w swoim gabinecie i rozmyśla o rybach — opowiadał żartobliwie sekretarz.
Nie chciał urazić drażliwych uczuć dyrektora, lecz ciekawość przeważyła współczucie. Nie mógł się powstrzymać i rzucił od niechcenia:
— A pańska płotka?
— Złowiona — odparł krótko i stanowczo.
— To dobrze. Nie ma pan pojęcia, jak ci wielcy ludzie nienawidzą drobnych zawodów.
Wygłosiwszy tę głęboką uwagę, młodzian zadumał się. I milczał przez całe dwie sekundy. A potem:
— Cieszę się. Ale pytam, czy to naprawdę taka drobnostka, za jaką ją pan przedstawia?
— Czy pan wie, do czego służy płotka? — zapytał z kolei dyrektor.
— Hm! Można ją włożyć do pudełka z sardynkami?... — roześmiał się sekretarz. — Trafiają się na wybrzeżach Hiszpanii sardynki, które...
Dyrektor przerwał mownemu terminatorowi w politycznem rzemiośle.
— Tak! Tak... Ale można też czasem użyć płotki, jako przynęty na wieloryba.