Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 057.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niedaleko Londynu, bawi u... u znajomego... na wsi.
— Paltot pochodzi ze wsi. A jak się nazywa ten znajomy?
— Michelis — szepnęła pani Verlokowa.
Naczelny inspektor zagwizdał przeciągle. Oczy mu zabłysły.
— Właśnie. To najważniejsze. A pani brat... jak wygląda? Tęgi, ciemnowłosy chłopiec, co?
— Nie! — zawołała żywo Winifreda. — To pewnie złodziej, Stevie jest szczupły i ma jasne włosy.
— To dobrze! — wyrzekł potakująco inspektor.
A kiedy Winifreda, zaniepokojona i zdziwiona, wpatrywała się w niego, zaczął ją wypytywać. Dlaczego brat miał ten adres przyszyty do ubrania? I dowiedział się, że poszarpane szczątki, które oglądał ze wstrętem dziś rano, były szczątkami tego młodzieniaszka nerwowego, roztargnionego, nienormalnego i że ta kobieta, która z nim teraz rozmawia, pielęgnowała i wychowywała chłopca od czasów niemowlęctwa.
— Łatwo podlega wzruszeniom? — zapytał.
— Bardzo łatwo. To prawda. Ale w jaki sposób mógł postradać paltot...
Naczelny inspektor wyjął nagle z kieszeni czerwony świstek, który kupił przed półgodziną. Interesował się zawsze wyścigami. Za dodatkiem, wyjął z głębin kieszeni kawałek sukna, który los dał mu w ręce, z tego stosu szczątków, zebranych niby w jatkach i składzie łachmanów i podał go pani Verlokowej do obejrzenia.
— Myślę, że pani to pozna?