Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 040.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi podczas przechadzek, niż byłoby pożądane dla jego dobra. Bo na tych „przechadzkach“ pan Verlok spotykał się z różnemi osobami. Nie mogło być inaczej. Przechadzki te stanowiły część jego zajęć poza domem. Żona, która nie zgłębiała jakiego rodzaju są te zajęcia, czuła jednak, że jest w nich coś zagadkowego, lecz przyjmowała to z tym samym nieprzeniknionym spokojem, który robił wrażenie i zadziwiał nawet stałych klientów w sklepie, a przygodnych gości trzymał w oddaleniu. Pani Verlokowa powiedziała mężowi, że to, co chłopiec słyszy, jest dla niego szkodliwe. Podnieca biedaka, bo nie może nic na to pomódz. Nikt nie może.
Było to w sklepie. Pan Verlok nic nie odpowiedział. Powstrzymywał się nawet od powiedzenia, że pomysł zabierania chłopca na przechadzki wyszedł od niej, nie od niego. Zdjął pudełko z półki, zajrzał do wnętrza i postawił na kontuarze. Dopiero uczyniwszy to, przemówił, że może byłoby dobrze, gdyby Stevie wyjechał na pewien czas z miasta; tylko, że zapewne siostra, nie mogłaby się bez niego obejść...
— Nie mogłabym się bez niego obejść? Nawet gdyby to było dla jego dobra? Także pomysł? Naturalnie, że obeszłabym się w takim razie. Tylko, że niema go gdzie posłać...
Pan Verlok wyjął pakę bibuły i kłębek szpagatu, i wybąkał pod nosem, że Michelis mieszka teraz na wsi. Dałby mu pewnie w swoim domku pokój. Tam nikt nie bywa, niema żadnych dysput. Michelis pisze dzieło.
Pani Verlokowa wyraziła sympatyę dla Miche-