Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 038.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Winifredy, wydawały się przesadą. Ale rzeczywiście, Stevie był rozdrażniony, w taki mniej więcej sposób, jak nieszczęśliwe, domowe zwierzę. Szedł na górę, do ciemnego korytarza, siadał u podstawy stojącego zegara podkuliwszy kolana i głowę obejmował rękoma. Przykre wrażenie czyniła jego blada twarz i duże oczy, iskrzące się w mroku; niepokojąca była myśl, że on tam siedzi...
Pan Verlok oswoił się po chwili z nowością projektu żony. Ale nastręczyła mu się ważna wątpliwość i wyraził ją jasno:
— Może mnie stracić z oczu w tłumie i zabłąka się...
Pani Verlokowa zaprzeczyła.
— Nie zabłąka się. Nie znasz go — ten chłopiec uwielbia cię poprostu... Ale jeżeliby się zdarzyło, że cię zgubi...
Przestała mówić, a po chwili dodała:
— Możesz iść swoją drogą i nie kłopotać się. Powróci sam bezpiecznie do domu.
Jej optymizm był czwartą niespodzianką dla pana Verloka.
— Doprawdy? — bąknął niedowierzająco.
Może zresztą szwagier nie jest takim skończonym idyotą, jakim się wydaje? Siostra zna go przecież lepiej. Odwrócił od niej obrzękłe oczy i odrzekł chrapliwie:
— Więc niech idzie ze mną.
A potem pogrążył się nanowo w czarnych myślach.
Winnie, stojąc na progu sklepu, patrzyła za dwoma ludźmi, idącymi brudną ulicą: jeden wy-