Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 028.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nich czasach zasłaniały mu świat. Popatrzył błędnie na przechodzącą. Zwykle w domu przemawiał głosem przyciszonym, ale teraz jego głosu nikt nie słyszał. Milczał też i przy wieczerzy, na którą wezwała go żona, zwykłem lakonicznem:
— Adolfie!
Usiadł przy stole, zsunąwszy tylko na tył głowy kapelusz. Było to nawyknienie, wyniesione z przebywania we francuskich kawiarniach, ale nadawało mu piętno wyzywającej tymczasowości, pomimo, że był tak wytrwale wierny domowemu ognisku. W czasie wieczerzy, po dwakroć na odgłos dzwonka pan Verlok wstawał, nic nie mówiąc, szedł do sklepu i wracał w milczeniu. Przez ten czas, pani Verlokowa na widok pustego krzesła odczuwała dotkliwie brak matki i patrzała przed siebie nieruchomym, kamiennym wzrokiem; a Stevie szurgał, bezustannie nogami, jakby go parzyła podłoga. Kiedy pan Verlok powrócił na miejsce, podobny posągowi milczenia, oczy pani Verlokowej zmieniły wyraz, a Stevie przestał szurgać nogami, pod wpływem wielkiego uszanowania, jakie odczuwał dla męża swej siostry. Wpatrywał się w niego ze współczuciem i uszanowaniem. Pan Verlok był zmartwiony. Siostra Winnie wykładała mu, podczas podróży omnibusem, że pana Verloka zastaną w domu zmartwionego i że niemożna go drażnić. Gniew ojca, drażliwość lokatorów matki i skłonność pana Verloka do nieumiarkowanego smutku, były głównymi środkami, używanymi dla skłonienia chłopca do panowania nad sobą. Z tych środków najsilniej działał ten ostatni, dlatego, że pan Verlok