Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 024.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

robionym od wczesnego dzieciństwa instynktem, odczuła, że chłopiec jest mocno wzburzony. Trzymając go silnie pod ramię szukała wyrazów odpowiednich do okoliczności.
— Teraz, Stevie, uważaj na skrzyżowaniu ulic i siądź pierwszy do omnibusu, jak na dobrego brata przystoi.
To odwołanie się do jego męzkiej opieki pochlebiło mu. Podniósł głowę do góry i wyprężył klatkę piersiową.
— Nie bój się, Winnie! Nie bój się. Znajdę omnibus — odrzekł urywanymi wyrazami.
Przed drzwiami szynkowni na rogu, w świetle gazowem, stała dorożka, bez woźnicy na koźle. Pani Verlokowa poznała wehikuł; miał tak nędzną minę, że ze zwykłą u kobiet skłonnością do współczucia dla konia, zawołała:
— Biedne zwierzę!
Stevie cofnął się nagle i zatrzymał siostrę...
— Biedny! Biedny! — powtórzył. — Dorożkarz także biedny sam mi powiedział...
Pochłonęło go zupełnie oglądanie starego konia. Nie chciał się ruszyć; próbował uporczywie wyrazić świeżo zbudzone w nim współczucie dla ludzkiej i końskiej niedoli. Ale mu to przychodziło z trudnością. Powtarzał tylko:
— Biedny koń! Biedni ludzie.
Wydawało mu się to zamało, więc znowu przystanął i zawołał:
— Wstyd!
Stevie nie celował w układaniu frazesów; może skutkiem tego i jego myślom brakło rozwinięcia i