Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyglądał się temu bacznie. Czuł błogą lekkość duszy, jakgdyby stał zaczajony w dżungli, o tysiące mil od biurek swego wydziału i urzędowych kałamarzy...
Posterunkowy policyant przesunął się jak posępny cień, obok jaskrawej świetności pomarańcz i cytryn i bez pośpiechu zapuścił się w Brett street. Dyrektor, jak gdyby sam był członkiem sfer zbrodniczych, zatrzymał się w cieniu, czekając powrotu policyanta. Ale nie wrócił: zapewne wyszedł drugim końcem ulicy.
Dyrektor, poczekawszy zapuścił się w Brett-street i minął dorożkę, stojącą przed garkuchnią. Woźnica posilał się tam, a konie, spuściwszy nisko wielkie łby, zajadały obrok z worków założonych im za uszy. Dalej, po drugiej stronie ulicy, promień światła padał z wystawy sklepu pana Verloka, zawieszonej dziennikami, zastawionej tekturowemi pudełkami i książkami. Dyrektor przyglądał się jej uważnie z przeciwległego chodnika. Obok okna, z drzwi, stojących otworem, padało na bruk wąskie pasmo gazowego światła.
Na drugim końcu ulicy duża szynkownia roztaczała złowróżbne blaski. Te jaskrawe blaski, odcinając się od mroków otaczających skromny przybytek domowego szczęścia pana Verloka, czyniły ten mrok jeszcze posępniejszym, cięższym, bardziej złowrogim...

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.