Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 132.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie. O ile można twierdzić cośkolwiek z niezachwianą pewnością, to mogę upewnić, że nie.
— Tak. Ale wasze pojęcia o bezpieczeństwie — odrzekł wielki mąż, wskazując pogardliwie plac przed gmachem, — wystrychnęły na głupca Sekretarza Stanu. W tym samym pokoju, przed miesiącem, upewniano mnie, że nic nie grozi...
Dyrektor z całym spokojem zwrócił oczy w kierunku, wskazanym przez wielkiego męża.
— Pozwoli mi pan zauważyć, sir Ethelredzie, że nie miałem dotąd sposobności do dania jakichkolwiek zapewnień.
Wyniosłe spojrzenie zogniskowało się teraz na dyrektorze.
— Prawda! — odrzekł niski, łagodny głos. — Posłałem wtedy po Heata. Pan jesteś jeszcze nowicyuszem na swojem stanowisku. Jakże tam panu idzie?
— Zdaje mi się, że robię codzień postępy.
— Naturalnie! Naturalnie! Mam nadzieję, że się panu to uda...
— Dziękuję, sir Ethelredzie. Dziś dowiedziałem się także czegoś nowego, a nawet w ciągu ostatniej godziny. W tej całej awanturze jest coś, czego nie bywa w zwykłym zamachu anarchistów. I dlatego tu przyszedłem.
Wielki mąż wziął się pod boki i potężnemi dłońmi wsparł na lędźwiach.
— Bardzo dobrze. Mów dalej. Tylko proszę, bez żadnych szczegółów.
— Nie będę trudził pana szczegółami — zaczął dyrektor spokojnie, z niezachwianą pewnością.