Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na twarzy inspektora pewne ożywienie. Popatrzyli na siebie.
— Naturalnie — rzekł inspektor — nasz wydział nie ma żadnych danych o tym człowieku...
— Czy moi poprzednicy wiedzieli to, o czem mi pan mówisz? — zapytał dyrektor, opierając łokcie na stole i twarz na złożonych jak do modlitwy rękach, tylko że jego oczy nie miały bynajmniej pobożnego wyrazu.
— Nie, panie dyrektorze. Po co? Takiego człowieka nie można w żadnym razie używać jawnie. Dla mnie wystarczało to, że wiem kto on jest. Osobisty mój przyjaciel z francuskiej policyi objaśnił mnie, że ten człowiek jest szpiegiem, na żołdzie francuskiej ambasady. Prywatny mój znajomy, prywatna informacya, do mojego prywatnego użytku...
— Rozumiem — odrzekł spokojnie dyrektor. — Więc mówmy i teraz prywatnie, skoro tak sobie pan życzysz. Jak dawno miałeś prywatne stosunki z tym szpiegiem ambasady?
— Widziałem go po raz pierwszy przed siedmiu laty, podczas odwiedzin dwóch książąt krwi i cesarskiego kanclerza. Przeznaczono mnie do czuwania nad bezpieczeństwem gości. Ambasadorem wtedy był baron Stott-Wartenheim. Bardzo nerwowy staruszek. Na trzy dni przed obiadem w Guildhall, wieczorem, przysyła po mnie. Byłem na dole i zaszły już powozy po wielkich książąt i kanclerza, którzy mieli jechać na Operę. Poszedłem na górę. Baron przechadzał się po swej sypialni, bardzo wzburzony, załamując ręce. Upewniał mnie, że