Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 112.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podaną sobie rękę wielkiej pani, potrzymał ją chwilę przyjaźnie i swobodnie w swej wielkiej, tłustej dłoni i wyszedł za obręb błękitnego parawanu, kołysząc szeroki grzbiet okryty krótką z kratkowanego materyału żakietką. Patrząc pogodnie i dobrodusznie, szedł przez wielki salon pomiędzy tłumem gości. Gdy się zbliżał, milkły rozmowy. On zaś uśmiechał się naiwnie do wysokiej, świetnej panny, z której spojrzeniem spotkały się przypadkiem jego oczy i wyszedł, nie wiedząc, że goni go wzrok wszystkich tam zebranych gości.
Pierwszy występ Michelisa w świecie powiódł się — powodzenia nie zamąciło ani jedno urągliwe słowo. Pani domu, patrząc z roztargnieniem na dyrektora, siedzącego obok niej za parawanem, porządkowała swoje wrażenia pod maską zamyślenia na pięknej, starej twarzy. Schodzili się goście naokoło parawanu i pełne uszanowania milczenie zapanowało, a potem wielka pani wybuchnęla, protestując z oburzeniem:
— I to ma być rewolucyonista. Co za niedorzeczność.
Spojrzała surowo na dyrektora, który szepnął usprawiedliwiając się:
— Być może, że wcale nie niebezpieczny...
— I ja tak myślę. To poprostu wyznawca idei... Nastrój odpowiedni dla świętego — oznajmiła stanowczo wielka pani. — I takiego człowieka więziono przez lat dwadzieścia. Można się oburzyć na podobną głupotę... A teraz, gdy go uwolniono, wszyscy jego bliscy poumierali, lub wyjechali z kraju. Rodzice pomarli: narzeczona umarła i w wię-