Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Profesor stanął, robiąc pół obrotu, tak, że jego plecy dotknęły muru. Prawa ręka oparła się lekko na poręczy kanapki, a lewa zanurzyła się głębiej w kieszeni spodni...
Było to spotkanie niby w korytarzu ludnego domu. Człowiek o wyniosłej postaci miał ciemny paltot, zapięty pod szyję, a w ręku parasol. Kapelusz, zsunięty na tył głowy, odsłaniał czoło, bielejące w mroku. Oczy, głęboko osadzone, błyszczały przenikliwie. Długie, spadające na dół wąsy, koloru dojrzałego zboża, sięgały do wygolonego podbródka.
— Nie pana szukam — wyrzekł krótko.
Profesor ani drgnął. Z oddali dochodził stłumiony odgłos ożywionej ulicy. Heat, naczelny inspektor wydziału najważniejszych przestępstw, zmienił nagle ton.
— Nie śpieszy się panu do domu? — zagadnął drwiąco.
Mały człowieczek, niepozorne narzędzie nieubłaganego zniszczenia, lubował się zewnętrznie swoją potęgą, trzymając w szachu tego człowieka, obrońcę zagrożonego społeczeństwa. W tym jednym człowieku skupiało się wszystko, czemu profesor wypowiedział nieubłaganą wojnę: prawo, własność, ucisk i niesprawiedliwość. W nim jednym, trzymał on w tej chwili wszystkich swych wrogów, i upajał się rozkoszą zadowolonej pychy...
Spotkanie było czysto przygodne. Inspektor Heat miał nieprzyjemny, pracowity dzień, od chwili odebrania pierwszego telegramu z Greenwich, przed samą jedenastą. Najważniejsze było to, że wypadek