Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciu trwogi! Nieraz opanowywała go okropna, trzeźwa nieufność do rodzaju ludzkiego. Co będzie, jeżeli nic ich nie zdoła wzruszyć? Takie chwile zwątpienia miewają wszyscy, których ambicya pcha do zawładnięcia ludzkością, artyści, politycy, myśliciele, reformatorzy i święci. Godne pogardy uczucie, od którego silne charaktery bronią się samotnością; i profesor z okrutną rozkoszą pomyślał o swym pokoju, o zamkniętej na kłódkę szafie, w domu, stojącym wśród ubogich domów — o tej pustelni prawdziwego anarchisty.
Chcąc prędzej dojść do miejsca, gdzie mógłby wsiąść do obnibusu, skręcił z ludnej ulicy w wąskie, ciemne przejście, wyłożone kamiennemi płytami. Po jednej stronie nizkie, murowane z cegły domy spoglądały zakurzonemi oczyma, śmiertelnem spojrzeniem nieuleczalnego zniszczenia — opustoszałe skorupy, oczekujące zburzenia. Po drugiej stronie, pozostało jeszcze nieco życia. Pod jedyną, gazową latarnią, otwierała się czeluść podrzędnego składu mebli, gdzie w ciasnocie natłoczonej gęstwiny szat, podszytej niby zaroślami plątaniną nóg stołowych, połyskiwało stojące zwierciadło, jak tafla wody wśród lasu. Jakaś nieszczęśliwa kanapka, w towarzystwie dwóch obcych jej krzeseł, stała na ulicy.
Jedyną ludzką istotą, oprócz profesora, w tem przejściu był człowiek wysokiego wzrostu, silnej budowy, który, idąc z przeciwnej strony, przyśpieszył kroku.
— Stój! — zawołał i przystanął z boku, patrząc bacznie.