Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 073.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ossipon odważył się dodać, że dowiedział się o tem przed chwilą. Chłopak, sprzedający gazety, wrzasnął mu nad samem uchem, a że nie spodziewał się nic podobnego, zadziwiło go to i wzruszyło, aż mu w ustach zaschło…
— Nie spodziewałem się wcale zastać was tutaj — dodał, wciąż oparty łokciami na stole.
— Bywam tu czasami — odrzekł tamten, ciągle z tą samą, wyzywającą obojętnością.
— To coś niepojętego że właśnie wy nie wiecie o tem — mówił dalej Ossipon, mrugając. — Właśnie wy! — dodał zagadkowo.
Ta widoczna dyskrecya świadczyła najlepiej o niepojętej, niewytłumaczonej nieśmiałości barczystego chłopaka w obecności tego spokojnego człowieczka, który podniósł znowu kufel, napił się i postawił kufel na stole stanowczym i spokojnym ruchem. Nic więcej.
Ossipon, przeczekawszy dłuższą chwilę, gdy nie usłyszał nic, rzekł, wysilając się na obojętność, i zniżając głos do szeptu:
— Czy… czy… dajecie wasz… materiał każdemu kto o to poprosi?
— Z zasady nie odmawiam nigdy — dopóki mam w domu choć szczyptę — odpowiedział stanowczo zapytany.
— I uważacie to za dobre?
Okrągłe, wielkie okulary zwróciły się ku Ossiponowi, połyskując zimnym blaskiem.
— Zupełnie. Zawsze. W każdej okoliczności. Cóżby mogło mnie powstrzymać? Czemu nie miałbym dać? Dlaczego miałbym się namyślać?