Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 071.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zyka ucichła, równie nagle jak wybuchła, ponury człowiek w okularach, siedzący naprzeciw Ossipona, nad wielkim szklanym kuflem, pełnym piwa, wyrzekł spokojnie.
— W zasadzie to co który z nas może wiedzieć lub nie wiedzieć o danym fakcie nie może stanowić przedmiotu niczyich pytań.
— Niezawodnie! — potwierdził równie spokojnie, półgłosem Ossipon. — W zasadzie…
Oparłszy dużą, czerstwą twarz na dłoniach, wpatrywał się w niego bacznie; ponury człowieczek w okularach napił się spokojnie piwa i postawił kufel na stole. Miał on płaskie, wielkie uszy, odstające szeroko od czaski, tak wątłej, że Ossipon zgniótłby ją z łatwością w dwóch palcach; czoło podparte okularami — i płaskie policzki o tłustej, niezdrowej cerze — zrzadka porosłe ciemnym zarostem. Opłakaną, bijącą w oczy, nędzę fizycznej powłoki wynagradzała uderzająca pewność siebie tego człowieka. Mówił krótko, i miał szczególny dar zmuszania innych do milczenia.
Ossipon z poza złożonych dłoni mruknął:
— Chodziliście dziś dużo po mieście?
— Nie. Leżałem do południa w łóżku — odparł zapytany. Dlaczego pytacie?
— O! Tak sobie — objaśnił Ossipon, wpatrując się w niego badawczo, choć trochę onieśmielony, lekceważącem obejściem małego człowieka.
Rozmawiając z nim — co się rzadko zdarzało — rosły Ossipon doznawał zawsze uczucia fizycznej i moralnej małości. Pomimo to, odważył się zadać nowe pytanie: