Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 062.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a próżność jest matką i wzniosłych i nikczemnych złudzeń, towarzyszką poetów, reformatorów szarlatanów, proroków i podpalaczy.
Nagle, wśród głębokiego rozmyślania, pan Verlok drgnął. Przypomniał sobie pana Włodzimierza. I zazdrościł im wszystkim, którzy nie znali pana Włodzimierza i znajdowali pomoc w kobietach, kiedy tymczasem on — Verlok — miał kobietę, o której potrzebach musiał myśleć…
Przypomniał sobie, że trzeba iść spać. Westchnął. Dla człowieka tego, co on, usposobienia, myśl ta powinna była być przyjemną. Ale obawiał się demona bezsenności, którzy go zagarnął pod swoją władzę. Podniósł rękę i zakręcił gaz…
Promień światła padał przez drzwi sąsiedniego pokoju. Dzięki temu, pan Verlok mógł sprawdzić zawartość kasy. Mało było w niej pieniędzy; poraz pierwszy, od czasu otwarcia sklepu, zastanowił się nad jego handlową wartością. Przegląd ten wypadł niepomyślnie. Pan Verlok rozpoczął handel nie w handlowych bynajmniej celach. Pociągnęło go doń wrodzone upodobanie w zagadkowych procederach, w których pieniądze zbiera się bez trudu. Prócz tego sklep dawał mu jakieś stanowisko. Ale jako sposób do życia był zupełnie niewystarczający.
Wyjął z szuflady pudełko z pieniędzmi i odwróciwszy się, by wyjść ze sklepu, zobaczył, że Stevie dotąd jest na dole.
Co on tam robi? Dlaczego zachowuje się tak dziwacznie? Popatrzył nieufnie na szwagra, lecz nie zapytał go o nic. Rozmowa pana Verloka z bra-