Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 057.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lancholicznie. On także był więźniem. I jego ciało przypiekano rozpalonym żelazem — szepnął z cicha. Ale towarzysz Ossipon oprzytomniał już po otrzymanym ciosie.
— Nie rozumiecie — zaczął wzgardliwie.
Ale umilkł, onieśmielony martwem spojrzeniem zapadłych oczu, kierujących się zwolna na niego. Dał pokój rozprawie i tylko zlekka wzruszył ramionami.
Stevie, na którego nikt nie zwracał uwagi, podniósł się i zabrał swoje rysunki. Dochodził właśnie do drzwi pokoju i słyszał wybuch obrazowej przemowy Karola Jundta. Arkusz papieru, pokryty kołami wysunął się z rąk chłopca, który stanął wpatrzony w starego terorystę, jakby przykuty na miejscu strasznemi jego słowy i lękiem. Stevie wiedział, że rozpalone żelazo, przyłożone do ciała, sprawia ból. Oczy jego zapłonęły oburzeniem; to musi okropnie boleć… Otworzył usta…
Michelis, wpatrując się w ogień, dał znowu upust swemu optymizmowi. Widział już koniec kapitalizmu w pożeraniu drobnych kapitalistów przez większych, którzy tym sposobem nieświadomie przyśpieszają chwilę, kiedy cierpiący proletaryat wejdzie w prawowite posiadanie ich bogactw. Michelis, podnosząc niebieskie oczy do sufitu, z wyrazem anielskiej ufności, wymówił wielkie słowo:
— Cierpliwości.
Na progu Stevie, uspokojony, zatonął w błogiem osłupieniu.
Twarz towarzysza Ossipiona skurczyła się z wyrazem rozpaczy.