Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 053.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o spłaszczonym nosie i wydatnych, murzyńskiego typu ustach. Oczy podłużne spoglądały omdlewająco z ponad wystających kości policzkowych. Ubrany był w szarą, flanelową koszulę, luźno puszczone końce czarnego, jedwabnego krawata, spadały mu na piersi pod zapiętą, sukienną żakietką: głowę opierał na grzbiecie krzesła, wysuwając potężną szyję i z papierosa, osadzonego w długiej drewnianej cygarniczce, wypuszczał pod sam sufit, kłęby dymu.
Michelis wykładał dalej swoje pomysły, wylęgnięte w samotności więziennej. Mówił sam dla siebie, obojętny na życzliwość lub niechęć, skutkiem nabytego zwyczaju mówienia z sobą samym w bielonych ścianach ciemnej celi, w grobowej ciszy wielkiego gmachu stojącego nad rzeką, szpetnego i złowróżbnego, niby cmentarzysko tych, którzy dla społeczeństwa przestali istnieć.
Z Michelisem nie było dysputy, dlatego, że dźwięk drugiego głosu mącił jego myśli — odwykłe od ludzkich głosów przez długie lata. Nikt mu teraz nie przerywał, a on rozwijał swoje poglądy o ekonomicznem położeniu świata, odpowiedzialnego za przeszłość, sięgał do źródeł historyi, do pojęć kształtujących rozwój ludzkości i nawet porywy namiętności ludzkich…
Przerwał mu gwałtowny wybuch śmiechu towarzysza Ossipona. Spłoszony apostoł przymknął oczy, usiłując zebrać rozproszone myśli. Nastała cisza, ale od dwóch płomieni gazowych nad stołem i od ognia, żarzącego się na kominku, zrobiło się straszliwie gorąco w małym pokoiku za sklepem. Pan Verlok