Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 034.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tam papiery, zaczął odmiennym, obojętnym tonem, nie patrząc na pana Verloka.
— Wiesz pan zapewne, że się zebrała międzynarodowa konferencya w Medyolanie?
Pan Verlok objaśnił, że ma zwyczaj codziennie czytywać dzienniki i że rozumie co czyta.
— Hm! — mruknął pan Włodzimierz, uśmiechając się zlekka i przerzucając w papierach, a wyciągnąwszy z nich wzgardliwie szary zeszyt, zapytał:
— Może mnie zatem objaśnisz, co znaczą te świstki z nagłówkiem P. P. i złożonymi na krzyż młotem, piórem i pochodnią? Co one znaczą?
Pan Verlok podszedł do wspaniałego biurka.
Przyszłość Proletaryatu. Stowarzyszenie — objaśniał, stając ciężko obok fotelu. — Stowarzyszenie w zasadzie nie anarchistyczne, lecz dostępne dla rewolucyjnych pojęć wszelkich odcieni.
— Należysz do niego?
— Jestem jednym z jego wiceprezesów — wykrztusił z przymusem pan Verlok.
Pierwszy sekretarz ambasady, podniósł głowę i spojrzał na niego.
— Powinnibyście się wstydzić sami siebie — rzekł uszczypliwie. — Czy wasze stowarzyszenie nie jest w stanie robić nic innego, oprócz drukowania tych bałamutnych proroctw na bibulastym papierze? Czemuż oni nic nie robią? Pomyśl o tem. Ta sprawa dostała się teraz w moje ręce i mówię ci wyraźnie, że musisz zapracować na swoją pensyę. Dobre czasy starego Stott-Wartenheima skończyły się. Kto nic nie robi, nie wart zapłaty.