Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Verloc miał dla bliźnich wrodzony brak szacunku. Obdzielał równomierną pogardą każdego, z kim się zetknął na terenie swej działalności. Ale jako członek rewolucyjnego proletariatu — którym był niewątpliwie — żywił uczucia dość wrogie dla jednostek wyróżnionych przez społeczeństwo.
— Teraz już nic mnie nie wstrzyma — dodał i umilkł, patrząc w żonę, która patrzyła w pustą ścianę.
Cisza w kuchni przedłużała się i pan Verloc uczuł rozczarowanie. Miał nadzieję, że jego żona coś powie. Ale usta pani Verloc, zachowując zwykłą swą linię, trwały w bezruchu tak jak i cała jej twarz. Pan Verloc był rozczarowany. Lecz przyznawał, że w danych okolicznościach nie mógł wymagać od żony, aby go bawiła rozmową. Była małomówna. Dla przyczyn wynikających z najgłębszych podstaw jego psychiki, pan Verloc skłonny był pokładać ufność w każdej kobiecie, która mu się oddała. Dlatego też ufał żonie. Pożycie ich było idealnie zgodne, ale nie opierało się na ścisłym porozumieniu. Wynikało z niemej ugody, dogadzającej obojętności pani Verloc oraz nawykom jej męża, który był skryty i opieszały. Oboje wstrzymywali się od zgłębiania faktów i przyczyn.
Ta powciągliwość, świadcząca w pewnej mierze o głębokim wzajemnym zaufaniu, wprowadzała jednocześnie coś niepewnego do ich zażyłości. Żaden system małżeńskiego pożycia nie jest doskonały. Pan Verloc sądził że Winnie go rozumie, ale pragnął wiedzieć co w owej chwili myślała. Byłoby to dla niego pociechą.
Pociechy tej nie zaznał dla kilku przyczyn. Zachodziła tu przeszkoda fizyczna: pani Verloc czuła,