Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zapewniwszy tym samym zaciszność domowemu ognisku, pan Verloc znalazł się w saloniku i rzucił wzrokiem w głąb kuchni. Pani Verloc siedziała na miejscu Steviego, tam gdzie nieborak sadowił się pod wieczór z papierem i ołówkiem aby się zabawiać rysowaniem połyskliwych, niezliczonych kół przywodzących na myśl chaos i wieczność. Ramiona Winnie leżały na stole a głowa spoczywała na ramionach. Pan Verloc patrzył jakiś czas na jej plecy i węzeł włosów a potem odszedł od drzwi kuchni. Filozoficzny, niemal pogardliwy brak ciekawości charakteryzujący panią Verloc — grunt ich wspólnego pożycia — sprawiał, że bardzo było trudno nawiązać z nią kontakt teraz, kiedy zaszła tragiczna tego potrzeba. Pan Verloc odczuwał tę trudność dotkliwie. Chodził po saloniku naokoło stołu, podobny jak zwykle do wielkiego zwierza w klatce.
Ponieważ ciekawość jest jedną z form, które ujawniają ludzką naturę, osoba nie okazująca nigdy ciekawości jest zawsze trochę tajemnicza. Za każdym razem gdy pan Verloc przechodził obok drzwi kuchennych, spoglądał niespokojnie na żonę. Nie można powiedzieć, aby się jej lękał - wyobrażał sobie przecież, że ta kobieta go kocha — ale nie był przyzwyczajony do zwierzania się żonie. A zwierzenie, które chciał teraz uczynić, sięgało w głąb jego psychiki. Jakże wypowiedzieć to co sam czuł bardzo mętnie: że czasem los sprzysięgnie się na człowieka; że nieraz jakaś myśl póty rozrasta się w duszy, póki nie zacznie żyć życiem własnym, oderwanym i wreszcie staje się siłą od nas niezależną a zarazem wnikliwym podszeptem. Nie mógł zwierzyć się żonie, że czyjaś twarz — pulchna, dowcipna, wygolona — może prześladować człowieka do tego stopnia, iż