Przejdź do zawartości

Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, sir Ethelredzie — rzekł nadinspektor, ściskając z szacunkiem wyciągniętą dłoń. — Ma naprawdę żonę, z którą żyje w poprawnym małżeńskim stosunku. Powiedział mi, że po rozmowie w ambasadzie byłby wszystko rzucił, byłby usiłował sprzedać sklep i wyjechać z kraju, ale był pewien że jego żona nie zechce nawet słyszeć o wyjeździe za granicę. To bardzo charakterystyczne dla małżeńskich stosunków — ciągnął nieco chmurnie nadinspektor, którego żona również nie chciała słyszeć o wyjeździe za granicę. — Tak, to jest autentyczna żona. A delikwent był autentycznym szwagrem. Mamy tu pewnego rodzaju dramat rodzinny.
Nadinspektor roześmiał się z lekka, ale myśli wielkiego człowieka powędrowały już daleko, może do spraw polityki wewnętrznej kraju; był to teren jego mężnej krucjaty przeciw poganinowi zwanemu Cheesemanem. Nadinspektor wyszedł cicho z pokoju; uszło to uwadze dygnitarza, który poniekąd zapomniał już o swym urzędniku.
W nadinspektorze grały także instynkty krzyżowca. Sprawa, która z tych lub innych względów zniechęciła do siebie komisarza Heata, wydała mu się opatrznościowym punktem wyjścia dla własnej krucjaty. Rozpoczęcie jej leżało mu bardzo na sercu. Szedł zwolna ku domowi, rozmyślając po drodze o swym przedsięwzięciu i analizując psychologię pana Verloca z odrazą nie pozbawioną zadowolenia. Całą drogę odbył pieszo. Przekonawszy się że w salonie jest ciemno, poszedł na górę i spędził czas jakiś między ubieralnią a pokojem sypialnym, przebierając się i chodząc tu i tam niby zamyślony lunatyk. Ale otrząsnął się z zadumy i wyszedł znów na ulicę aby