Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w stanie odwrócić głowy gdy zaterkotał dzwonek. Natomiast prywatny wywiadowca Heat obrócił się w mig na pięcie. Pan Verloc zamknął drzwi i przez chwilę obaj mężczyźni stali naprzeciw siebie oko w oko.
Pan Verloc nie spojrzawszy na żonę podszedł do komisarza, który odetchnął z ulgą, widząc że gospodarz domu powrócił sam.
— Pan tutaj! — mruknął Verloc niewyraźnie. — Kogo pan szuka?
— Nikogo — odpowiedział po cichu komisarz. — Chciałbym zamienić z panem parę słów.
Pan Verloc, wciąż blady, miał teraz oblicze pełne stanowczości. Na żonę nie patrzył.
— Więc niech pan tu wejdzie — powiedział i zaprowadził Heata do saloniku.
Ledwie się drzwi zamknęły, pani Verloc zerwała się z krzesła, pobiegła do nich jakby chciała je otworzyć szarpnięciem, lecz zamiast tego padła na kolana, przykładając ucho do dziurki od klucza. Obaj mężczyźni zatrzymali się widać tuż za progiem, bo słyszała wyraźnie głos komisarza, choć nie mogła widzieć że Heat przycisnął mocno palec do piersi jej męża.
— Pan jest tamtym drugim mężczyzną. Widziano dwóch ludzi wchodzących do parku.
A głos pana Verloca odrzekł:
— Więc niech mię pan aresztuje. Cóż panu w tym może przeszkodzić? Pan jest w swoim prawie.
— O nie! Wiem doskonale, komu pan się zwierzył. Niech on sam radzi sobie z tą sprawą. Ale wiedz pan, że to ja pana wykryłem.
Potem pani Verloc słyszała już tylko szepty. Komisarz Heat pokazał widać panu Verlocowi strzęp