Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i dźwignąwszy się z kolan, poszła w fartuchu, ubrudzona od ustawicznego znoju, powiedzieć w kuchni pani Verloc, że „pan właśnie wrócił“.
Winnie podeszła tylko do drzwi łączących salonik ze sklepem.
— Zjesz pewno śniadanie — rzekła z daleka.
Pan Verloc poruszył z lekka rękami, jakby mu narzucano coś niemożliwego. Lecz zwabiony do saloniku, nie odmówił ustawionego przed sobą śniadania. Jadł z kapeluszem zsuniętym na tył głowy, jakby siedział w publicznym lokalu, a poły grubego płaszcza zwisały trójkątnie po obu stronach krzesła. Oddalona o całą długość stołu pokrytego brunatną ceratą, Winnie, jego żona, ciągnęła — zwyczajem żon — swoją opowieść, z pewnością równie zręcznie przystosowaną do okoliczności jego powrotu, jak opowieść Penelopy do powrotu wędrownego Odysa. Lecz pani Verloc nie była zajęta tkaniem podczas nieobecności małżonka; dopilnowała natomiast aby wszystkie pokoje na piętrze zostały porządnie sprzątnięte, sprzedała trochę towaru i kilka razy widziała się z Michaelisem. Powiedział jej ostatnim razem, że wyjeżdża na dłuższy pobyt do pewnej willi na wsi, gdzieś na linii Londyn—Chatham—Dover. Karl Yundt także raz przyszedł, prowadzony pod rękę przez tę swoją starą, złą gospodynię. Yundt jest „obrzydliwym starym dziadem“. O wizycie Ossipona — którego przyjęła chłodno zza szańca lady, z kamienną twarzą i wzrokiem jakby nieobecnym — nie powiedziała nic, a jej wspomnienie o krzepkim anarchiście zaznaczyło się krótką przerwą w opowiadaniu i prawie niedostrzegalnym rumieńcem. Przy pierwszej sposobności wprowadziła Ste-