Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w płonnych i czczych dociekaniach. Raczej utwierdziła się w przekonaniu, że życie nie znosi aby zanadto je zgłębiać. Praktyczna i na swój sposób przebiegła, podjęła nie tracąc czasu temat Steviego, bo wyłączność, z jaką dążyła do celu, nabrała w niej nieomylnej siły instynktu.
— Naprawdę, nie mam pojęcia co zrobię, żeby przez te pierwsze dni trochę Steviego rozweselić. Będzie się gryzł od rana do wieczora, zanim się przyzwyczai do tego że matki nie ma. A to taki dobry chłopiec. Nie mogłabym sobie bez niego poradzić.
Pan Verloc pozbywał się w dalszym ciągu odzienia wśród zadumy tak skupionej i oderwanej, jakby się rozbierał samotnie w rozległej, beznadziejnej pustyni. Albowiem nadobna ziemia, wspólne nasze dziedzictwo, przedstawiała się umysłowi pana Verloca pod owym niegościnnym aspektem. I w domu, i na dworze panowała tak wielka cisza, że samotne tykanie zegara wiszącego na klatce schodowej wkradło się do pokoju, jakby szukając towarzystwa.
Pan Verloc, ległszy na łóżku po swojej stronie, za plecami pani Verloc, obrócił się, milcząc, twarzą do poduszki. Jego grube ramiona leżały na kołdrze jak poniechana broń, jak porzucone narzędzia. W owej chwili był o włos od wyznania żonie wszystkiego. Chwila wydawała mu się sprzyjająca. Zerkając bokiem, widział krągłe barki Winnie obleczone w biel, tył jej głowy z włosami zaplecionymi na noc w trzy warkocze związane u końców czarną tasiemką. Ale się powstrzymał. Pan Verloc kochał żonę tak, jak żonę kochać należy, to znaczy ze wszystkiemi względami, które mężczyzna powinien mieć dla swej najcenniejszej własności. Ta głowa uczesana na noc,