Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spotyka się wieczorem w tej okolicy, snujących się po ciemnych zaułkach.
Nadinspektor przystanął tuż przy brzegu chodnika i czekał. Wprawne jego oko wyśledziło na jezdni, wśród niewyraźnej gry cieni i świateł, że zbliża się pełznąc dorożka. Nie kiwnął na nią, ale gdy niski stopień sunący wzdłuż chodnika znalazł się u jego nóg, wskoczył zręcznie do środka przed wielkim toczącym się kołem i przez zasuwane okienko przemówił do dorożkarza, który tkwił z tyłu na wysokim koźle i patrzył przed siebie obojętnie, nie spostrzegłszy że ktoś wsiadł do jego wehikułu.
Jazda trwała dość krótko. Na znak dany przez nadinspektora skończyła się raptem w miejscu nieokreślonym między dwiema latarniami, przed wielkim składem bławatnym o długim rzędzie okien wystawowych już przesłoniętych na noc falistą blachą żelazną. Pasażer podał monetę przez zasuwane okienko i wymknął się, zostawiając dorożkarza pod dziwacznym wrażeniem — upiornym i niesamowitym. Ale wyczuwalna dotykiem objętość monety była zadawalniająca, a że dorożkarz wykształcenia literackiego nie posiadał, nie uległ więc obawie aby pieniądz stał się zeschłym liściem w jego kieszeni. Wywyższony nad świat pasażerów przez warunki swego zawodu, zapatrywał się na ich czyny bez wielkiego zainteresowania. Zawrócił ostro z miejsca, wyrażając tym swój światopogląd.
Tymczasem nadinspektor zamawiał już u kelnera potrawy we włoskiej restauracyjce za rogiem — długiej, wąskiej, nęcącej perspektywą luster i białych obrusów typowej pułapce na głodnych. Restauracyjka była pozbawiona powietrza lecz posiadała swoistą atmosferę podejrzanej kuchni, służącej do