Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że dzięki tym zasadom doszedłem do swego stanowiska — a uchodzę za człowieka, który zna swoje rzemiosło. Tamto jest moją sprawą prywatną. Mój znajomy z policji francuskiej dał mi do zrozumienia, że ten człowiek jest szpiegiem na żołdzie ambasady. Prywatna znajomość, prywatna informacja, prywatne jej zużytkowanie — oto mój punkt widzenia.
— Rozumiem — rzekł spokojnie nadinspektor, odkładając na razie ów temat; spostrzegł przy tym, że stan duszy głośnego urzędnika rzekłbyś oddziałuje na kształt jego dolnej szczęki, jakby właściwe komisarzowi żywe poczucie jego wysokiej zawodowej klasy gnieździło się właśnie w tej części ciała. Potem rzekł, oparłszy policzek na złożonych dłoniach:
— No więc — mówmy prywatnie jeśli pan woli — jak długo był pan w prywatnym kontakcie z tym szpiegiem ambasady?
Dyskretna odpowiedź komisarza na to pytanie — tak dyskretna, że nie zawarła się wcale w wypowiedzianych słowach — brzmiała:
— Długo przedtem, nim przyszło komu do głowy zawezwać cię na twoje stanowisko.
Natomiast tak zwana jawna odpowiedź była znacznie ściślejsza:
— Zobaczyłem go pierwszy raz przeszło siedem lat temu, kiedy dwie osoby z cesarskiej rodziny i kanclerz cesarstwa bawili w Londynie. Polecono mi zorganizować wszystko dla zapewnienia im bezpieczeństwa. Baron Stott-Wartenheim pełnił wówczas funkcje ambasadora. Był to starszy pan bardzo nerwowy. Raz wieczorem, na trzy dni przed bankietem w Guildhall, zawiadomił mię, że chciałby zamienić ze mną parę słów. Kiedym przyszedł, powozy czekały już u bramy, aby zawieźć do opery