Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaniepokoił się losem skazańca Michaelisa. Gdyby go aresztowano na podstawie podejrzeń, że brał choćby najmniejszy udział w tym zamachu, nie dałoby się chyba uniknąć uwięzienia go i musiałby przynajmniej odsiedzieć dawną karę. A to by go zabiło; nigdy by już z więzienia nie wyszedł. Tu nadinspektor uczynił w duchu uwagę bardzo nieodpowiednią ze względu na jego urzędowe stanowisko, a zarazem nie przynoszącą zaszczytu jego uczuciom:
— Jeśli przymkną znów Michaelisa, ona nigdy mi tego nie daruje.
Tej szczerej myśli sformułowanej po cichu musiał towarzyszyć pewien szyderczy samokrytycyzm. Człowiek, zajmujący się tym czego nie lubi, traci wiele zbawczych złudzeń co do własnej osoby. Kiedy się ma niechęć do swej pracy, kiedy się nie widzi w niej żadnego uroku, jest się skłonnym przenieść te uczucia na siebie samego. Tylko wtedy można zakosztować pociechy całkowitych złudzeń w stosunku do własnej osoby, gdy przeznaczona nam czynność harmonizuje szczęśliwym trafem ze skłonnościami właściwymi naszemu charakterowi.
Nadinspektor nie lubił swojej pracy w kraju. Jego poprzednią działalność policyjną w pewnym odległym punkcie kuli ziemskiej uprzyjemniało podobieństwo do wojny partyzanckiej, lub przynajmniej do sportu na wolnym powietrzu, sportu pełnego ryzyka i podniecenia. Zamiłowanie do przygód łączyło się u nadinspektora z wybitnymi zdolnościami natury głównie administracyjnej. Przykuty do biurka wśród czterech milionów ludzi, uważał się za ofiarę ironii losu — tego samego losu, który doprowadził go do małżeństwa z kobietą wyjątkowo wrażliwą na klimat