Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świata stosunek rzeczowy, jej sądy o ludziach i wydarzeniach, choć oparte na specjalnych przesądach, były rzadko zupełnie mylne i prawie nigdy uparte.
Na całym świecie salon jej był chyba jedynym miejscem, gdzie nadinspektor policji mógł się spotkać ze zwolnionym czasowo więźniem — spotkać się na gruncie niezawodowym i nieoficjalnym. Nadinspektor nie pamiętał dokładnie, kto pewnego dnia przyprowadził tam Michaelisa. Miał wrażenie że to musiał być pewien wysoko skoligacony członek parlamentu o sympatiach nieprzeciętnych, dostarczających stale tematu gazetom humorystycznym. Różni znakomici ludzie, nawet ci, którzy cieszyli się tylko chwilowym rozgłosem, wprowadzali się nawzajem swobodnie do tej świątyni, gdzie królowała niebanalna ciekawość starej kobiety. Nie podobna było przewidzieć, kogo się zastanie w poufnej pogawędce z gospodynią za niebieskim parawanem z wyblakłego jedwabiu, ujętego w złote ramy. Parawan ów oddzielał od wielkiego salonu przytulny kącik z kanapką i kilku fotelami; naokoło rozbrzmiewał gwar głosów i grupy ludzi stały lub siedziały w świetle sześciu wielkich okien.
Michaelis wywołał nagły przewrót w uczuciach publiczności, tej samej która przed laty oklaskiwała okrutny wyrok skazujący go na dożywotne więzienie za uczestnictwo w wariackim zamachu, mającym na celu porwanie kilku więźniów jadących policyjną karetką. Spiskowcy postanowili zastrzelić konie i obezwładnić eskortę. Na nieszczęście jeden z policjantów został też zastrzelony; zostawił żonę i troje małych dzieci. Całe królestwo, dla którego obrony, dobrobytu i chwały ludzie giną co dzień na posterunku, zawrzało jak długie i szerokie wściekłym oburzeniem i zapamiętałą, niepohamowaną litością