Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

policjant z powagą i urwał, zerknąwszy znowu na stół. Nagle podjął: — Więc mamy go tutaj — wszystko co tylko mogłem znaleźć. Szczupły — dosyć szczupły. Niech pan spojrzy na tę nogę. Najpierw podniosłem nogi, jedną a potem drugą. Rozleciał się na takie kawałeczki, że nie wiedziałem od czego zacząć.
Policjant umilkł; przebłysk naiwnego uśmiechu pełnego dumy nadał jego okrągłej twarzy wyraz dziecinny.
— On się potknął — oświadczył stanowczo. — Kiedy tam biegłem, potknąłem się także i rozciągnąłem się jak długi. Wszędzie tam sterczą korzenie. Potknął się o korzeń i upadł, a to co niósł musiało wybuchnąć akurat pod jego piersiami, jak mi się zdaje.
Słowa: „Tożsamość nie ustalona“ rozlegały się wciąż echem w duszy komisarza, doskwierając mu bardzo. Pragnął dla własnej ciekawości wyśledzić tę sprawę aż do tajemniczego jej źródła. Miał ciekawość zawodowca. A ustalając tożsamość tego człowieka, pragnął dowieść ogółowi, że jego wydział funkcjonuje jak się należy. Heat był dobrym urzędnikiem. Lecz w danym wypadku ustalenie tożsamości wydawało się niemożliwe. Pierwsze słowa zagadki były nieczytelne — narzucały tylko myśl o straszliwym okrucieństwie.
Aby zadosyćuczynić sumieniu komisarz Heat, przezwyciężając odrazę, bez przekonania wyciągnął rękę i podniósł najmniej zbrukany ze strzępów. Był to wąski pas aksamitu złączony z większym trójkątnym kawałkiem ciemnogranatowego sukna. Heat podniósł go do oczu a policjant rzekł:
— Aksamitny kołnierz. Ciekawe że staruszka zauważyła ten aksamitny kołnierz. Ciemnogranatowe