Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gallery wywołałaby pewien hałas. Ale to by nie wyglądało dość poważnie. Przypominałoby rozbicie w czyimś domu okien od podwórza; a tymczasem jeśli się chce człowiekiem wstrząsnąć, trzeba przynajmniej podnieść dach. Sztuka nie była nigdy fetyszem burżuazji. Taki zamach na sztukę wywołałby z początku trochę krzyku, ale z czyjej strony? Ze strony artystów—krytyków sztuki i tym podobnych — ludzi bez znaczenia. Nikt nie zwraca uwagi na to co mówią. Lecz istnieje jeszcze wiedza — nauka. Wierzy w nią każdy dureń posiadający dochody. Jest przekonany, że nauka coś znaczy, choć nie wie dlaczego. To najświętszy z fetyszów. Wszyscy psiakrew profesorowie są w głębi duszy radykałami. Trzeba pokazać, że tej ich dostojnej kukle grozi także zagłada, że kukła będzie musiała ustąpić wobec Przyszłości Proletariatu. Wycie wszystkich intelektualnych idiotów powinno się przysłużyć pracom konferencji mediolańskiej. Będą rozpisywali się o tym w gazetach. Oburzenia ich nikt podejrzewać nie będzie, ponieważ żadne interesy materialne jawnie tu w grę nie wejdą; zaniepokoi to do głębi egoizm klasy, na której trzeba wywrzeć wrażenie. Ci ludzie wierzą, że w jakiś tajemniczy sposób nauka jest źródłem ich dobrobytu. Wierzą w to. A okrutny absurd takiego zamachu dotknie ich głębiej niż wysadzenie w powietrze całej ulicy lub teatru zatłoczonego bliźnimi. O tego rodzaju fakcie mogą zawsze powiedzieć: „Ach, to tylko nienawiść klasowa“. Ale co powiedzieć na czyn niszczycielskiej dzikości tak bezsensownej, że aż niezrozumiałej, niewytłumaczalnej, prawie nie do pomyślenia — po prostu obłąkanej? Tylko obłęd jest naprawdę przerażający, ponieważ nie można nań zaradzić czy to groźbami, czy