Strona:PL Joseph Conrad-Sześć opowieści 299.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Była to pierwsza wzmianka o stosunku hrabiego do całej awantury. W swej przesadnej delikatności uczuć rozumiał, że niczyje poczucie własnej godności nie może być dotknięte przez to, co chory umysłowo człowiek może komuś zrobić. Stało się jednak rzeczą widoczną, że hrabia musiał się wyrzec tej pociechy. Przedstawił mi dokładnie, w jak ohydny sposób młody człowiek wywracał błyszczące oczy i zgrzytał białymi zębami. Orkiestra teraz grała z kolei utwór w tempie powolnym, z uroczystym rykiem wszystkich puzonów i artystycznie powtarzanymi uderzeniami wielkiego kotła.
— Lecz co pan zrobił? — zapytałem w najwyższym stopniu poruszony.
— Nic — odpowiedział hrabia. — Opuściłem ręce zupełnie spokojnie. Powiedziałem mu cicho, że nie mam zamiaru krzyczeć. Warknął jak pies, po czym rozkazał zwykłym głosem:
— „Vostro portofolio“.
— Wówczas ja, rzecz prosta... — ciągnął hrabia — i od tego punktu jego opowiadanie stało się pantominą. Trzymając mnie swym wzrokiem wykonał wszystkie ruchy potrzebne, aby sięgnąć do wewnętrznej kieszeni na piersiach, wyjąć portfel i oddać go. Ale młody człowiek, wciąż oparty silnie na nożu, nie chciał tknąć portfelu.
Polecił hrabiemu wyjąć pieniądze, wziął je w lewą rękę i kazał mu schować portfel z powrotem do kieszeni; wszystko to dokonało się przy słodkim szmerze fletów i klarnetów, na tle wzruszającego brzęczenia obojów. A „młody człowiek“, jak go hrabia nazywał, powiedział: „Wydaje mi się, że to bardzo mało“.
— Istotnie, było tylko 340 czy 360 lirów — ciągnął hrabia. — Pieniądze zostawiłem w hotelu, jak panu wiadomo. Powiedziałem mu, że to jest wszystko, co mam przy sobie. Potrząsnął niecierpliwie głową i rzekł: