Strona:PL Joseph Conrad-Sześć opowieści 297.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Opuściłem ręce — mówił — lecz już nie zdążyłem sięgnąć do kieszeni. Uczułem nacisk tu —
Końcem palca wskazał na miejsce tuż pod kością piersiową; ściśle jest to miejsce ciała ludzkiego, w którym szlachetny Japończyk rozpoczyna operację harakiri, owej formy samobójstwa, która jest skutkiem ujmy wyrządzonej honorowi lub nieznośnego gwałtu zadanego świętości ludzkich uczuć.
— Spojrzałem na dół — ciągnął hrabia głosem przejętym zgrozą — i cóżem ujrzał? Nóż! Długi nóż...
— Nie chce pan chyba powiedzieć — zawołałem zdumiony, — że był pan w ten sposób zatrzymany w Villa Nazionale o godzinie wpół do jedenastej, o jeden rzut kamieniem od tysiącznego tłumu.
Hrabia kiwnął głową kilka razy i wpatrzył się we mnie z całej mocy. Po czym odezwał się głosem uroczystym:
— Klarnet kończył właśnie swe solo i zapewniam pana, że mogłem słyszeć każdą nutę. Wtem orkiestra zagrzmiała fortissimo, a zbój wywrócił oczyma i zazgrzytał zębami sycząc na mnie z najdzikszą pasją: „Cicho być! Ani słowa, bo...“
Nie mogłem opanować mojego zdziwienia.
— Jakiż to był nóż? — zapytałem całkiem głupio.
— Długie ostrze. Stiletto — może nóż kuchenny. Długie, wąskie ostrze. Błyszczało. I jego oczy błyszczały. I zęby też. Mogłem je widzieć. Był strasznie rozwścieczony. Pomyślałem: „Jeżeli go uderzę, to mnie zabije“. Jakże mogłem z nim walczyć? On miał nóż, a ja nie miałem nic. Zbliżam się, wie pan, do siedemdziesiątki, a to był człowiek młody. Zdawało mi się nawet, że go poznaję. Markotny młody człowiek z kawiarni. Młody człowiek, którego spotkałem w tłumie. Ale na pewno nie wiedziałem. W tym kraju jest tylu podobnych do niego.