Strona:PL Joseph Conrad-Sześć opowieści 295.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z dziećmi, młodzi ludzie z młodymi kobietami, wszyscy rozmawiający, śmiejący się, gestykulujący wzajemnie. Bardzo dużo pięknych twarzy i bardzo dużo pięknych tualet. Było tam, oczywiście, zbiorowisko różnych typów: wytworni starsi panowie, z białymi wąsami, grubi panowie, ciency panowie, oficerowie w uniformach; lecz — zdaniem hrabiego — przeważał południowo–włoski typ młodego człowieka o bezbarwnej jasnej cerze, czerwonych ustach, małych czarnych jak smoła wąsikach i wilgotnych czarnych oczach, tak przedziwnie wyrazistych w kosych spojrzeniach spode łba.
Wycofawszy się z tłumu hrabia przysiadł się przed kawiarnią do stolika, przy którym siedział już młody człowiek takiego właśnie typu. Hrabia pił jakąś lemoniadę. Młody człowiek siedział markotny przed pustą szklanką. Spojrzał raz na hrabiego, a potem patrzył w dół. Jednocześnie nasunął naprzód swój kapelusz. Właśnie tak —
Hrabia zrobił gest człowieka nasuwającego kapelusz na czoło — i ciągnął dalej:
— Pomyślałem: musi być smutny; coś go tam boli, młodzi ludzie mają swoje zgryzoty. Zresztą nie przyjrzałem mu się dokładnie. Zapłaciłem za limoniadę i wyszedłem.
Spacerując w pobliżu orkiestry hrabia miał wrażenie, że dwukrotnie zauważył młodego człowieka błądzącego samotnie wśród tłumu. Raz oczy ich się spotkały. Musiał to być ten sam młody człowiek, lecz było ich tam tylu tegoż typu, że hrabia nie mógł być pewny. Ponadto nie interesował się tym tak bardzo, chyba tylko tyle, że uderzyła go wybitnie ponura markotność tej twarzy.
Niebawem, znużony uczuciem uwięzienia, jakiego doświadcza się zwykle w tłumie, hrabia oddalił się od orkiestry. Jedna z alei, bardzo mroczna wskutek kontrastu, wyglądała pociągająco i obiecywała samotność