Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 196.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że znalazł świat zewnętrzny takim, jakim go był zostawił; oto morze, okręt — śpiąca załoga; i dziwował się temu głupio, jak gdyby się spodziewał, że zastanie ludzi nieżywych, a bliskie rzeczy przepadłe na zawsze; jak ów podróżnik, który po długich latach wraca i jest zgóry przygotowany, że znajdzie szereg niebywałych zmian. Wstrząsnął się cokolwiek od przenikliwego chłodu nocy i objął się ramionami w sem opuszczeniu. Na zachodzie obumierał smętny księżyc, jak gdyby więdnąc pod zimnem dotknięciem bladego świtu. Okręt spał. A nieśmiertelne morze roztaczało swoją dal bezkresną i zamgloną, na podobieństwo życia, które jest o powierzchni lśniącej a mrocznych głębinach — pełne obietnic, pustynne, porywające — straszne. Donkin obrzucił je wyzywającem spojrzeniem i wymknął się pocichutku, jak gdyby osądzony i odtrącony przez milczące dostojeństwo jego potęgi.


∗             ∗


Śmierć Jimmy’ego była jednak dla nas piorunującą niespodzianką. Aż do tej chwili nie wiedzieliśmy, jak głęboko przesiąkły w nas jego złudzenia. Jego życiowe szanse rozpatrywaliśmy tak dalece na podstawie własnej jego oceny, że śmierć ta, podobnie jak załamanie się pewnych zdawna wkorzenionych wierzeń, wstrząsnęła do gruntu podstawami naszego światka. Przepadł jednoczący nas łącznik — ten mocny, skuteczny i szanowny łącznik, polegający na uczuciowem kłamstwie. Przez cały ten dzień ślęczeliśmy nad robotą z minami pełnemi podejrzliwości i rozczarowania. W głębi serc nurtowało w nas poczucie, że Jimmy w spra-