Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 194.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wreszcie oddalił się, człapiąc leniwie. Serce Donkina zwolniło przyśpieszony bieg; gdy spojrzał ku górnej kojce, Jimmy wpatrywał się, jak przedtem, w białą belkę.
— Jak się teraz czujesz? — spytał Donkin.
— Źle — odszepnął Jimmy.
Donkin siadł, postanawiając cierpliwie czekać.
Co pół godziny dzwonił dzwon, drugi mu odpowiadał, i tak rozmawiały ze sobą, dźwięcznie wzdłuż całego okrętu. Jimmy oddychał tak szybko, że zliczyć rytm było niepodobna, i tak słabo, że prawie niedosłyszalnie. Oczy miał przerażone, jak gdyby napatrzył się niewypowiedzianych okropności, a twarz świadczyła, że rozmyślał o rzeczach wstrętnych. Nagle krzyknął niewiarygodnie silnym głosem, łkając rozdzierająco:
— Za burtę!... Ja!... Mój Boże!
Donkin wiercił się na kuferku. Spojrzał pomimowoli. Jimmy milczał. Jego długie, kościste ręce gładziły kołdrę, jakby ją chciał podciągnąć do samej brody. Łza, wielka, samotna łza wymknęła mu się kącikiem oka i, nie zawadzając o zapadły policzek, stoczyła się na poduszkę. Z gardzieli słychać było ciche rzężenie.
I Donkin, świadek skonu tego znienawidzonego murzyna, poczuł trwożny lęk, ściskający mu serce na myśl, że i on sam będzie musiał zczasem to wszystko przeżyć i niezawodnie w podobny sposób! Zwilgotniały mu oczy. — Biedaczysko! — mruknął. Noc zdawała się biec z chyżością strzały; miał złudzenie, że słyszy pęd chwil nieoszacowanych, ulatujących niepowrotnie. Jak długo może potrwać jeszcze ta przeklęta historja? Być może za długo. Nie ma szczęścia. Stracił cierpliwość. Wstał i zbliżył się do koi. Wait był nieruchomy, tylko oczy miały pozór życia i ręce, któremi wciąż gładził kołdrę z jakąś straszną, niezmęczo-